MIGAWKI Z WAKACJI
Nasze wakacje. Wyczekane, wytęsknione, w końcu są!
W tym roku postanowiliśmy spędzić je na północy Francji. Jako środek transportu wybraliśmy samochód. Jest to praktyczna i wygodna opcja. Można zabrać tyle bagażu, ile chcemy, bez żadnych ograniczeń. Co lubię bardzo. Można się zatrzymać, gdzie się chce i kiedy ma się ochotę. Więcej ubrań, co w naszym przypadku okazało się zbawienne, bo różnica temperatur między Polską a Francją wyniosła 15 stopni. Więcej zabawek i prezenty dla oczekującej nas rodziny.
Z Krakowa do Wimereux jest około 1400 km. Podróż rozłożyła się nam na 2 dni. Z Krakowa wyjechaliśmy w środę po południu i już po 4 godzinach korzystaliśmy z uroków pięknego ogrodu dziadka Andrzeja i babci Miry. Amelka oszalała. Biegała po ogrodzie z ukochanym dziadkiem po późnego wieczora, grała w piłkę z Fioną - psem, wcinała truskawki i poziomki, a my cieszyliśmy się jej szczęściem. 400 km za nami. Relaks i mnóstwo radości.
Drugi dzień - długa podróż. 1000 km do pokonania. 10 godzin jazdy i 2 godziny krótkich postojów. Udało nam się pokonać dystans planowo, bez większych problemów. Amelka dała radę. Troszkę marudziła i miała problem z zaśnięciem w samochodzie. Mamusia musiała się trochę ponaginac, żeby przytulić córcię przez ograniczenia fotelika, ale koniec końców nawet tata wylądował z tyłu i zabawiał cudnie Amelkę, w czasie kiedy mama Lenka próbowała dotrzeć do celu, z kierownicą w dłoni.
Dotarliśmy na miesce o godzinie 20, więc Amelka miała jeszcze sporo czasu na zabawę i ogarnięcie nowego miejsca i nowej sytuacji. Babcia Coucou, Dziadek Pascal, pies Aida, nowy dom, nowy rower od babci i konik na biegunach, który kiedyś należał do tatusia. Generalnie mnóstwo emocji, mnóstwo nowości i trochę stresu, bo przecież Amelka bardzo urosła, od czasu, kiedy ostatnio widziała dziadków we Francji. Uwielbiam reakcje dzieci w takich sytuacjach. Sa takie szczere i zabawne. Po prostu boskie.
Pogoda nie ukrywam mogłaby być ciut lepsza. Wskoczyliśmy z 30 stopni w Polsce w 13 stopni we Francji. Duży szok i trochę smutno, że w środku lata jest taka niska temperatura. No i moje i Amelki letnie sukienki, kapelusze i stroje kąpielowe - cóż,chyba tym razem przeleżą w walizce. Ale za to, te widoki. Morze, klify, cudny nadmorski kurort i ten francuski klimat. Boskie. Zobaczcie sami krótką fotorelację. Pewnie się nie powstrzymam i napiszę wiecej na dniach, bo tyle tu uroczych rzeczy, że nie sposób się nimi nie podzielić.
Szaleństwa z Fioną i Dziadkiem.
Piękny ogród Dziadka Andrzeja i babci Miry.
Witamy Wimereux
Wimereux - promenada.
Wimereux - plaża.
Nadmorskie krajobrazy.
Piękne widoki.
Morze i setki paralotni.
W tym roku postanowiliśmy spędzić je na północy Francji. Jako środek transportu wybraliśmy samochód. Jest to praktyczna i wygodna opcja. Można zabrać tyle bagażu, ile chcemy, bez żadnych ograniczeń. Co lubię bardzo. Można się zatrzymać, gdzie się chce i kiedy ma się ochotę. Więcej ubrań, co w naszym przypadku okazało się zbawienne, bo różnica temperatur między Polską a Francją wyniosła 15 stopni. Więcej zabawek i prezenty dla oczekującej nas rodziny.
Z Krakowa do Wimereux jest około 1400 km. Podróż rozłożyła się nam na 2 dni. Z Krakowa wyjechaliśmy w środę po południu i już po 4 godzinach korzystaliśmy z uroków pięknego ogrodu dziadka Andrzeja i babci Miry. Amelka oszalała. Biegała po ogrodzie z ukochanym dziadkiem po późnego wieczora, grała w piłkę z Fioną - psem, wcinała truskawki i poziomki, a my cieszyliśmy się jej szczęściem. 400 km za nami. Relaks i mnóstwo radości.
Drugi dzień - długa podróż. 1000 km do pokonania. 10 godzin jazdy i 2 godziny krótkich postojów. Udało nam się pokonać dystans planowo, bez większych problemów. Amelka dała radę. Troszkę marudziła i miała problem z zaśnięciem w samochodzie. Mamusia musiała się trochę ponaginac, żeby przytulić córcię przez ograniczenia fotelika, ale koniec końców nawet tata wylądował z tyłu i zabawiał cudnie Amelkę, w czasie kiedy mama Lenka próbowała dotrzeć do celu, z kierownicą w dłoni.
Dotarliśmy na miesce o godzinie 20, więc Amelka miała jeszcze sporo czasu na zabawę i ogarnięcie nowego miejsca i nowej sytuacji. Babcia Coucou, Dziadek Pascal, pies Aida, nowy dom, nowy rower od babci i konik na biegunach, który kiedyś należał do tatusia. Generalnie mnóstwo emocji, mnóstwo nowości i trochę stresu, bo przecież Amelka bardzo urosła, od czasu, kiedy ostatnio widziała dziadków we Francji. Uwielbiam reakcje dzieci w takich sytuacjach. Sa takie szczere i zabawne. Po prostu boskie.
Pogoda nie ukrywam mogłaby być ciut lepsza. Wskoczyliśmy z 30 stopni w Polsce w 13 stopni we Francji. Duży szok i trochę smutno, że w środku lata jest taka niska temperatura. No i moje i Amelki letnie sukienki, kapelusze i stroje kąpielowe - cóż,chyba tym razem przeleżą w walizce. Ale za to, te widoki. Morze, klify, cudny nadmorski kurort i ten francuski klimat. Boskie. Zobaczcie sami krótką fotorelację. Pewnie się nie powstrzymam i napiszę wiecej na dniach, bo tyle tu uroczych rzeczy, że nie sposób się nimi nie podzielić.
Szaleństwa z Fioną i Dziadkiem.
Piękny ogród Dziadka Andrzeja i babci Miry.
Witamy Wimereux
Wimereux - promenada.
Wimereux - plaża.
Nadmorskie krajobrazy.
Piękne widoki.
Morze i setki paralotni.
Ale zazdroszczę - kiedy jedziesz w tak piękne miejsca do bliskich, do rodziny lub przyjaciół, czujesz je inaczej, prawda? :)
OdpowiedzUsuńTak! Czujesz się, jak u siebie, jakbyś należała po części do tego świata. Spotykasz znajomych rodziny, chodzisz ich wydreptanymi codziennie ścieżkami, jesz, to co oni jedzą na co dzień, żyjesz ich stylem życia. Przyglądasz się wszystkiemu trochę z boku i jednocześnie chLoniesz całą sobą :) Pięknie tu, gdzie jesteśmy. Trochę zimno, jak na tę porę roku, ale wciąż cudnie :)
OdpowiedzUsuń