Wakacje pod namiotem


Za czasów studenckich zawsze podróżowałam po kosztach. Często jeżdziłam pod namioty, do schronisk, a nawet na stopa. Zawsze lubiłam przygody i wyjazdy "na wariata". Z charakteru jestem osobą dobrze zorganizowaną, a jednocześnie należę do tych błodzących w chmurach i lubię kiedy nie wszystko jest zorganizowane. Lubię poznawać i odkrywać. Mój plecak był więc zawsze dobrze spakowany, ale wystarczyło minimum, aby czuć się szczęśliwą. 
Odkąd poznałam mojego męża zaczęłam podróżować bardziej komfortowo. Jeżdziliśmy do hoteli i pensjonatów, a na wakacje zawsze wynajmowaliśmy apartament nad morzem. Mieliśmy trochę więcej pieniędzy i zrobiło się nam wygodniej. Później pojawiły się dzieciaki i nawet do głowy nam nie pzyszło, żeby jechać pod namioty. Co ciekawe mój mąż całą studencką młodosć spędził właśnie pod namiotami. Miał nawet każdy możliwy gadżet przydatny na polu namiotowym :) 

Kiedy ma się dzieci, trzeba planować wiele rzeczy i jest się zależnym od codziennych rytuałów. Zdecydowaliśmy z mężem, że w tym roku wyjedziemy gdzieś sami. Chcieliśmy spędzić ze sobą więcej czasu, chcieliśmy odpocząć i się wyspać, ale przede wszystkim chcieliśmy przez kilka dni pożyć bez planu i bez tysiąca drobiazgów, które przydają się przy dzieciach. Nie chcieliśmy rezerwować hotelu czy pokoju. Chcieliśmy wsiąść w samochód, pojechać gdzie chcemy i zatrzymać się tam, gdzie nam się spodoba. Postanowiliśmy więc, że pojedziemy pod namioty do Włoch. Tam jest ciepło, dużo słońca, ciepłe morze i jest to jedno z tych miejsc, które zawsze jest aktualne na naszej podróżniczej liście. No i namioty. Taki powrót do młodości, do szalonych czasów studenckich, do życia na walizkach i konserwach. W życiu nie byłam tak szczęśliwa i podekscytowana wyjazdem wakacyjnym jak w tym roku :)

I przysięgam wam to był strzał w dziesiątkę. Sama nie wiem, jak to się stało, że zapomnieliśmy jak fajowy może być wyjazd pod namiot. Zabawa z rozbijaniem namiotu w 40 stopniowym upale, nerwy pomieszane z histerycznym śmiechem, niedopompowany materac, jedzenie na kolanach, wspólne łazienki, uśmiechnięci ludzie, zero krempacji i bliskosć międzyludzka to tylko nieliczne uroki pola namiotowego. Poczucie totalnej wolności. Kawałek materiału nad głową, w kółko te sama ubrania bo gorąco, najprostsze jedzenie na świecie, spokój i totalny luz. Drogi szampan pity w plastikowych kubków, pyszne świeże bułki z widokiem na morze i czas tylko dla siebie. Nie wspomnę o przepięknie położonych polach namiotowych, które udało się nam znaleźć.

Obserwowaliśmy rodziny z dziećmi i zdecydowaliśmy, że w przyszłym roku zabierzemy dzieciaki ze sobą. Wspólne życie na polu kampingowym bardzo integruje. To takie fajne uczucie, kiedy wszyscy mniej więcej o tej samej porze siedzą przed namiotami i jedzą śniadanie albo stoją we wspólnej łazience w piżamach i myją zęby. Dookoła wisi pranie, biegają dzieciaki i mimo tego specyficznego bałaganu jest czysto, cicho i spokojnie. 
Widać, kto jest weteranem namiotowania. Niektórzy ludzie mają takie namioty i takie sprzęty, o jakich istnieniu nawet nie wiedzieliśmy. Drogie samochody mieszają się ze starymi "ogórkami", wielkie namioty z małymi. Każdy jest równy i nikt się niczym nie przejmuje. Nam osobiście nie potrzeba wiele, więc pewnie nie będziemy szaleć z kupowaniem sprzętu, ale stół z krzesłami i porządny rodzinny namiot raczej się przydadzą. Przydadzą się też pewnie plastikowe naczynia, osłona od deszczu i dobra lodówka, a z resztą sobie poradzimy :)

Szczerze polecam taką opcję podróżowania. Dla przełamania nudy, komfortu życiowego i odkrycia siebie na nowo.













Ciekawostka na temat witaminy k i d


Czasem zdarza się, że z niwiadomych powodów noworodek jest niespokojny, pobudzony i wydaje się, jakby bolał go brzuszek. Często płacze, nie może spać, a kiedy zaśnie, to jego sen jest niespokojny i urywany. Rodzice mają wrażenie, że dziecko coś boli i nie potrafią zdiagnowować problemu. Dziecko wygląda na zdrowe i wszyscy zaczynają podejrzewać problemy trawienne, a czasem nawet kolkę niemowlęcą.

Sprawcą takiego stan może być syntetyczny olej zawarty w witaminach, szczególnie w k i d. Większość witamin rozpuszcza się w tłuszczach i olej jest potrzebny po to, abyśmy mogli je przyjmować. Do tej pory do wielu z nich dodawane były mieszanki olejów syntetycznych. Okazuje się jednak, że takie oleje są trudniej trawione przez organizm ludzki i mogą przyczyniać się do bólu brzuszka i niepokoju u noworodka. Nie powinny być również stosowane przez długi okres, bo nie są korzystne dla naszego organizmu. 
W zamian coraz więcej firm farmaceutycznych zaczyna używać do produkcji witamin oleji naturalnych, takich jak olej słonecznikowy czy oliwa z oliwek. W aptekach wciąż można znaleźć i jedne i drugie. Warto jednak zwrócić uwagę i sięgnąć po te zawierające olej naturalny.

Mam Plan - Trening Online dla Mam


Drogie Mamy, spotykam się z wami od lat, sama jestem mamą dwójki małych dzieci i wiem, że czasem nie jest łatwo. Wiem również, że można żyć tak jak się chce, z miłością, pasją i radością życia. Zmiana postawy, nastawienia i nauka prostych umiejętności może zmienić nasze życie o 180 stopni. 
Wiele razy dostawałam maile, w których pisałyście że fajnie byłoby się spotkać i pogadać i czegoś wspólnie nauczyć. Wiele z was blokowała odległość i nie mogłyście skorzystac z prowadzonych przeze mnie warsztatów stacjonarnych. 

W odpowiedzi na wasze i moje potrzeby stworzyłam warsztaty i treningi online i z wielką przyjemnością informuję, że już ruszyły zapisy na pierwszy 7 dniowy trening online z Wszechogarniania :)

Pierwsza edycja warsztatów odębdzie się już 14-20 września. 
Zapisy trwają od 03-31 sierpnia
Koszt udziału: 139 zł
Promocja dla pierwszych 30 osób, które się zapiszą na kurs - 89 zł :)

Motto treningu:

Planuj, realizuj, dbaj o siebie, bądź świadoma, odkrywaj pasje i ciesz się życiem. 

Opis treningu:

W ciągu 7 dni poznasz techniki, które pomogą ci:
-zmienić sposób postrzegania siebie
-poczuć swoją wartosć i siłę
-wzmocnić swoje mocne strony
-odkryć pasje
-wyzwolić w sobie luz i poczucie humoru
-zadbać o siebie i swoje potrzeby
-polubić macierzyństwo i czerpać z niego szczerą przyjemność.


Jak wygląda trening?

Każdego dnia otrzymasz ode mnie maila z materiałami do pracy. Znajdziesz w nich zarówno ćwiczenia do wykonania, zadania na konkretny dzień, inspiracje i motywacje. Poza tym podczas trwania treningu będziesz w stałym kontakcie ze mną i otrzymasz moje wsparcie takze po zakończeniu kursu.


Co odkryjesz?

Odkryjesz co chcesz robić i jak sprawić, aby to co robisz dawało ci maximum przyjemności. Nabierzesz dystansu do siebie, życia i swoich dzieci. Weźmiesz odpowiedzialnośc za swoje nastawienie i wybory. Poczujesz swoją siłę i polubisz swoje niedskonałosci. Odkryjesz na nowo pasje. A przede wszystkim zaczniesz się więcej śmiać i przestaniesz się przejmować błahostkami.


Link do wydarzenia:



O LĘKU I O ODWADZE


Czy Wy też bardzo boicie się o swoje pociechy? Trzęsiecie się, jak wdrapują się na meble, krzesła czy drzewa? Serce podchodzi Wam do gardła, kiedy zbliżają się z szelmowską miną do krawędzi? Boicie się że spadną, uderzą się, potłuką, skaleczą się?

Ja tak właśnie mam i dużo mnie kosztuje, żeby moim dzieciom tego nie okazywać, żeby nie zabraniać im wchodzenia na drabinki na placu zabaw, na schody, ślizgawki, murki. Żeby pozwolić im bez lęku poznawać świat, zdobywać odwagę na przyszłość, przekraczać swoje małe jeszcze granice, usamodzielniać się.
Kiedyś przeczytałam takie zdanie, które utkwiło mi w głowie.

"O wiele łatwiej jest wyleczyć złamaną nogę niż złamaną odwagę"

Od tamtej pory gryzę się w język za każdym razem, kiedy córeczka i synek odkrywają świat na swój dziecięcy odkrywczy sposób, a ja chciałabym krzyknąć "uważaj" i im w tym przeszkodzić.
I tak sobie myślę, że zbyt dużo w tym naszym świecie granic, zakazów, nakazów i lęków. Za dużo strachu, stresu, przewidywania.

Nie zabraniamy, nie krytykujmy, nie ostrzegajmy zbyt często. Nie straszmy.W zamian tego tłumaczmy i asystujmy. Poświęćmy czas na rozmowę z dzieckiem, na bycie przy nim, na wspólne eksplorowanie świata. Dzieci są takie mądre i tyle rozumieją. Dajmy im trochę mądrej wolności. Z troską, ale bez lęku. Pilnujmy-tak, asystujmy-tak, pokazujmy-tak, ale nie przekazujmy maluchom swoich lęków, nie zabierajmy im samodzielności.

Pozwólmy dzieciom być dziećmi. Dajmy im świat bez lęku. Dzieciństwo, które pełne będzie wspaniałych wspomnień. Wyposażmy je w odwagę, która pozwoli im pokonywać trudności w dorosłym życiu i da im siłę do tworzenia rzeczy wielkich.

O TRUDNYCH EMOCJACH W MACIERZYŃSTWIE


Wciąż mało się u nas mówi o trudnych emocjach, które pojawiają się po przyjściu na świat dziecka,  obniżonym nastroju, depresji.
A mówić o tym trzeba. Dużo, często i głośno. To nie tematy tabu, tylko nasza codzienność.

Macierzyństwo jest wspaniałym doświadczeniem, ale też największym życiowym wyzwaniem. Kiedy w nasze życie wkracza ten malutki bezbronny człowiek, nasze życie zostaje wywrócone do góry nogami, wszystko się zmienia, zmieniamy się my, pojawiają się nowe, dotąd nie znane emocje, buzują wciąż hormony, radość miesza się z przerażeniem i lękiem o przyszłość.

Zmęczenie, płaczliwość, złość czy poirytowanie są normą w pierwszych miesiącach po porodzie. Możesz czuć się zdenerwowana, a nawet wściekła. Możesz cierpieć z powodu silnych zmian nastroju i nie radzić sobie w wielu codziennych sytuacjach.

To zupełnie normalne. Reakcja emocjonalna na silne zmiany życiowe jest normą, a urodzenie dziecka jest poważną życiową zmianą. Spadek poziomu estrogenów może powodać depresję i problemy z koncentracją. Obniżenie poziomu progesteronu może powodować niepokój. Poziom hormonów regulujących nastroje, takich jak serotonina i dopamina również się obniża i twój nastrój się pogarsza.

Do tego dochodzi zmęczenie, wynikające z braku snu. Lęk, że sobie nie poradzisz. Wymagania społeczne i nacisk na bycie super mamą. I to wszystko czego musisz się nauczyć od samego początku, czego musisz się dowiedzieć o swoim dziecku, o sobie w nowej roli.
Sporo tego, prawda?

Nie dziw się zatem, że czasem chciałabyś zamknąć oczy i wrócić do tego życia, które wiodłaś wcześniej. I nie myśl, że jesteś złą mamą i że jest z Tobą coś nie tak. Twoje samopoczucie jest normalne w tej sytuacji. To czysta biochemia. Twoje ciało odreagowuje ogromne zmiany, które w nim zaszly. To uczucie prawdopodobnie samo przejdzie. I poczujesz się lepiej.

Co możesz zrobić, żeby sobie pomóc?

Przede wszystkim wyluzuj i pamiętaj, że jesteś najlepszą mamą dla swojego maluszka.
Nic się nie stanie, jeśli nie posprzątasz mieszkania, nie wyprasujesz ubranek maluszka czy nie ugotujesz obiadu. Nie staraj się być perfekcyjna. Jeśli masz taką możliwość, to nadrabiaj zaległości braku snu, kiedy tylko możesz. Ucinaj sobie drzemki razem z maluszkiem, korzystaj z okazji do odpoczynku, kiedy ktoś się nim zajmuje.
Wykonuj proste ćwiczenia ruchowe, które dodadzą ci energii. Wychodź z domu jak najczęściej. Światło słoneczne i świeże powietrze sprawią, że poczujesz się lepiej. Nie siedź w czterech ścianach. Wychodź tam, gdzie możesz spotkać inne mamy z maluszkami.

Pamiętaj o jedzeniu.
Twój oganizm potrzebuje dużo energii, kiedy opiekujesz się małym dzieciątkiem. Staraj się jeść regularne posiłki. Jeśli nie masz czasu przygotować sobie kanapki, to zamów pizzę albo kup pierogi w pobliskim barze. Jeśli mieszkasz na odludziu, to przygotuj kanapki, zanim Twój partner wyjdzie do pracy i miej zawsze ich zapas w lodówce. Na spacery zabieraj ze sobą przekąski i pij dużo wody! Szczególnie teraz kiedy jest ciepło i jeśli karmisz piesią. Nie katuj sie dietą, tylko jedz, to co lubisz i to, na co masz ochotę.

Proś o pomoc.
Korzystaj z czasu, kiedy ktoś jest z Tobą w domu. Nie martw sie tym, że ktoś zrobi coś gorzej czy inaczej niż Ty. Dziecko tego z pewnością nie zauważy. Wyjdź do sklepu, kosmetyczki, przygotuj sobie kąpiel, wyjdź na chwilę na balkon, do ogrodu, zadzwoń do koleżanki. Zrób coś, co pomoże Ci się oderwać od codzienności.

Co zrobić, jeśli gorszy nastrój nie mija?

Czasem może się zdarzyć, że pomimo dbania o siebie, nastrój się nie poprawia i wciąż nie czujesz się dobrze. Nie martw się, nie jesteś odosobniona. U niektórych kobiet po prostu hormony szaleją tak mocno, że nie są w stanie nic z tym zrobić i czasem mogą potrzebować pomocy lekarza.
Jeśli czujesz, że nie radzisz sobie z emocjami, uwierz mi, nie jesteś jedyna.

Spójrz tylko na statystyki:
80% mam doświadcza łagodnej formy depresji poporodowej,
10-15% mam zapada na poważniejszą depresję poporodową w pierwszym roku życia dziecka.

Poniżej znajdziesz symptomy, które mogą świadczyć o depresji poporodowej. Choć wcale nie muszą. Czasem mogą być one wskazaniem do wizyty u lekarza. Pamiętaj, lepiej dmuchać na zimne.

Jeśli od dłuższego czasu:
-ciągle płaczesz
-nie masz apetytu
-nie możesz spać w nocy
-nic cię nie cieszy
-masz problemy z podjęciem prostych decyzji
-marwisz się nieustannie o dziecko
-odczuwasz lęk
-masz silne ataki złości
-czujesz się bezradna
-masz myśli katastroficzne
-masz ataki paniki
-masz myśli samobójcze
-masz ochotę zrobić krzywdę dziecku

Jeśli doświdzczasz sporej części powyższych symptomów, nie zwlekaj i zwróć się po pomoc. Jeśli masz myśli samobójcze albo masz ochotę skrzywdzić dziecko, natychmiast udaj się do lekarza albo zwierz się bliskiej osobie.
Nie ignoruj tych sygnałow, nie śmiej się z nich, nie bagatelizuj, to naprawdę przydarza się części z nas.

Jeśli cierpisz na depresję poporodową to nie jest powód do wstydu. Ani Twoja wina. Niektóre kobiety tak po prostu mają.
Zadbaj jednak o siebie, jakość swojego życia i jakość życia twojego dziecka. Bądź świadoma, że Twój gorszy nastrój przekłada się również na Twój stosunek do dziecka i na jego emocje oraz poczucie bezpieczeństwa.
Mamo bądź świadoma tego, co się z Tobą dzieje. Czytaj, pytaj, rozmawiaj, słuchaj.

Miej wpływ na swoje życie, na przyszłość Twoją i Twojego maluszka. 
Pamiętaj, nigdy nie jesteś sama!
Są nas tysiace, miliony, które odczuwają podobnie.

INTUICJA I ZDROWY ROZSĄDEK


W dzisiejszym świecie dość łatwo jest się pogubić pod napływem najróżniejszych informacji i prawd. A bycie rodzicem wcale w tym nie pomaga. Jesteśmy bardziej podatni na wszelakie sugestie, porady i teorie. Dlaczego tak jest? Bo każdy rodzic kocha swoje dziecko i chce zawsze dla niego najlepiej, więc kwestionuje na każdym kroku swoje metody wychowawcze, swoje podejście do rodzicielstwa, zastanawia się, czy dobrze postępuje, czy kocha wystarczająco swojego malucha, czy inni nie mają racji mówiąc to czy tamto. A kiedy na naszej rodzicielskiej drodze pojawia się problem to droga do pogubienia się naprawdę prosta. Zaczynamy wtedy szukać, pytać, radzić się, czytać, szperać tu i tam szukając właściwych rozwiązań. A jest w czym przebierać. Jedna gazeta mówi to, internet tamto, a koleżanka co innego. I co robić?

Moi drodzy rodzice, zaufajmy sobie i naszej intuicji. Ona nam zawsze podpowie najlepiej. Czytajmy, pytajmy, szukajmy jak najbardziej. Poszerzajmy swoją rodzicielską wiedzę, bo im więcej wiemy, tym łatwiej nam dokonać świadomego wyboru, ale róbmy to z rozsądkiem i zaufaniem do samych siebie.

Każdy z nas jest najlepszym rodzicem dla swojego dziecka i wie najlepiej, czego mu potrzeba. Znamy nasze dzieci, wiemy jakie są i czego potrzebują.
Każda metoda jest tylko metodą i jest czymś bardzo ogólnym, a nasze dzieci to indywidualności. Mają swój temperament, swój charakter, swoje upodobania, lęki. I my też jako ludzie jesteśmy różni, więc wybierając metody wychowawcze, szukając rozwiązań problemów, dostosujmy je do naszego życia, do naszych dzieci i do nas samych. Nie ufajmy nigdy ślepo temu, co ktoś nam mówi, czy pisze. Zastanówmy się nad tym, przeanalizujmy, porozmawiajmy z małżonkiem, partnerem, dopasujmy do naszego życia rodzinnego. 

Pamiętajmy, że nasza rodzina jest inna niż pozostałe, bo my jesteśmy inni. Jesteśmy ludźmi z własnym bagażem doświadczeń, zbiorem różnych charakterów i temperamentów.

Nie bójmy się podejmować swoich decyzji wychowawczych. Pozwólmy sobie na własne wybory. Zaufajmy sobie. I zaufajmy swoim dzieciom. One też nam podpowiedzą i pokażą, co mamy robić jako rodzice. Obserwujmy nasze maluchy i słuchajmy ich. Mądrość naszych pociech jest niesamowita i nieoceniona.

Nasza intuicja i madrość naszych dzieci to podstawa naszego rodzicielstwa.

Uwierzcie mi, że jesteśmy wyjątkowymi rodzicami dla naszych dzieci i nikt nie wie lepiej od nas, czego naszym maluchom potrzeba. Jeśli wsłuchamy się w siebie, znajdziemy chwilę dla siebie i naszych dzieci, zatrzymamy się na chwilę, to zawsze znajdziemy właściwą odpowiedź.
Słuchajmy porad, czytajmy, analizujmy, bo to nas wzbogaci, ale róbmy to zawsze z dystansem i przymrużeniem oka.

Uwierzmy w swoją mądrość. Uczyńmy siebie i nasze pociechy szczęśliwymi ludźmi. Zaufajmy sobie.
Intuicja to nasza siła.

KIEDY DZIECKO ZANOSI SIĘ PŁACZEM I MDLEJE



Bezdech dziecięcy

Bardzo mało sie wciąż mówi i pisze o tej dziecięcej przypadłości, a okazuje się, że jest ona bardzo popularna wśród dzieci między 1-3 rokiem życia i niesamowicie stresująca dla rodziców. Wiem, o czym mówię, bo my też jej doświadczyliśmy z naszą córeczką i przyznaje, że był to jeden z największych stresów mojego macierzyństwa. Do dzisiaj, kiedy widzę dziecko, które upada i zanosi się płaczem, mam ochotę podbiec i automatycznie dmuchać mu w twarz. 

Bezdech dziecięcy, zanoszenie się płaczem i omdlenia to bardzo popularna reakcja na duży stres u małych dzieci. 

Kiedy pojawiła się u nas po raz pierwszy, nie wiedziałam zupełnie, co się dzieje i przyznam, że byłam sztywna z przerażenia. Córeczka upadła, po czym zaczęła płakać i nagle na chwilę zemdlała. Trwało to ułamki sekund i po chwili wszystko wróciło do normy, ale moje nerwy były w strzępach. Jako, że bezdech zdarzył się w wyniku upadku przy nauce chodzenia, a ja nie wiedziałam o jego istnieniu, wezwałam pogotowie i wylądowałyśmy z córeczką w szpitalu na obserwacji. Bałam się, że omdlenie było spowodowane upadkiem i że coś się stało. Na szczęście wszystko było się w porządku. Ale lęk pozostał. Nikt mi nie powiedział wtedy, że bezdech zdarza się dzieciom i że omdlenie jest naturalną reakcją organizmu przywracającą oddech.

Kiedy sytuacja się powtórzyła, poszłam z córeczką do lekarza i na badania. Za każdym razem lekarz mówił, że dziecko jest z pewnością zdrowe i że wygląda to na popularny bezdech, ale nie wspomniał o mechaniźmie i o tym, dlaczego tak się dzieje. A wiedza jest czasem bardzo pomocna. Kiedy potrafimy przewidzieć sytuację i jej konsekwencje, zmniejsza się lęk i czujemy się bardziej przygotowani.

Pomocna wiedza

Zupełnie przypadkiem, podczas rozmowy telefonicznej z koleżanką wspomniałam o tym, że Amelka się zanosi płaczem, a ona powiedziała, że właśnie przeczytała o tym w książce i że to całkiem normalna reakcja. Podała mi nazwę książki, a ja jeszcze w ten sam dzień pojechałam ją kupić. Kiedy przeczytałam fragment o bezdechu, naprawdę mi ulżyło. Było mi tylko szoda, że żaden lekarz wcześniej mi tego nie wytłumaczył i pozwolił tym samym uniknąć dużego stresu.


Co to jest bezdech?

Bezdech dziecięcy najczęściej pojawia się podczas silnego ataku płaczu albo złości. Dziecko zaczyna głośno płakać, potem jego płacz staje się bezgłośny, dziecko traci oddech i mdleje. Widok dziecka, które nagle przestaje oddychać i traci przytomność, jest ogromnym wstrząsem dla rodzica. Na szczęście, w większości przypadków nie jest to nic poważngo. Zatrzymanie oddechu najcześciej jest związane ze stresem, wywołanym upadkiem, trwa od kilku sekund do kilku minut i zaraz potem mija. Na początku dziecko płacze tak mocno, że robi się czerwone. W miarę, jak płacz się nasila, dziecko się zapowietrza, usta robią się sine i malec przestaje oddychać. Jeśli bezdech trwa dłużej, dziecko sinieje i traci przytomność.

Utrata przytomności w tym wypadku nie zagraża zdowiu. Jest reakcją obronną przywracającą proces oddychania. Tylko dzięki takiej reakcji, dziecku nic się nie stanie, a oddech wróci.

Omdlenie w przypadku bezdechu pomaga przywrócić naturalny oddech. Dziecko, które się zapowietrza często nie jest w stanie samo przywrócić oddechu, stąd ta reakcja obronna ogranizmu. Jedynym negatywnym skutkiem braku odechu jest stres rodziców, a także duża możliwość rozpieszczenia dziecka. Lęk przed tym, że maluch straci przytomność, jest tak silna, że czasem rodzic unika wszelkich frustrujących dziecko sytuacji i jest za bardzo pobłażliwy.

Jak reagować? 

W wielu przypadkach sytuacji całkowitego bezdechu można zapobiec. Obserwując dziecko podczas płaczu, związanego z silnymi emocjami, możemy wyłapać krytyczny moment. Jeśli widzimy, że maluch zanosi się płaczem i zatrzymuje się w tym samym grymasie twarzy na chwilę, to możemy szybko i zdecydowanie dmuchnąć mu w twarz. Albo lekko klepnąć w policzek. Kiedy widzimy, że to nie pomaga i dziecko zaczyna mdleć, warto szybko zapewnić malcowi dopływ świeżego powietrza: otworzyć okno albo wybiec na balkon. Pod wpływem dużej dawki tlenu, oddech sam powinien wrócić. U nas zazwyczaj mocne dmuchanie w twarz pomagało, ale zdarzyło się kilka sytuacji, kiedy było już za późno i trzeba było biec na balkon. Starajmy się zawsze zachować spokój, bo nasza postawa wpływa na zwiększenie bądź zmniejszenie stresu u dziecka.

Pamiętajmy, że wiele dzieci zanosi się płaczem, jednak tylko niektóre wpadają w bezdech i od czasu do czasu mdleją, dlatego warto obserwować malca przez kilka - kilkanaście sekund, zanim zaczniemy mu dmuchać w twarz. Często wystarczy dziecko mocno przytulić i oddech sam wróci. Reagujmy dopiero, kiedy widzimy, że oddech nie wraca przez dłuższą chwilę.

W każdym przypadku dziecięcego bezdechu, a szczególnie omdleń warto skonsultować się z lekarzem, który zleci badania i wykluczy inne choroby. 


Korzystałam z książki pt" Drugi i trzeci rok życia dziecka" Sharon Mazel i Heidi Murkoff

KOLOROWE KOSTKI LODU - SMACZNA, ZMYSŁOWA ZABAWA NA LETNIE UPAŁY

Kostki lodu to wspaniała, uruchumiająca pracę praktycznie wszystkich zmysłów zabawa dla dzieci w każdym wieku.  Prosta i smaczna. I bardzo rozwojowa. 
Dlaczego taka atrakcyjna dla maluchów?
Bo wspaniale stymuluje zmysły. Wzrok, smak, dotyk, węch. A dziecko im jest mniejsze tym bardziej zmysłowo poznaje świat i tym wiekszej styulacji potrzebuje.

Krok po kroku:

1. Przygotuj w kilku naczyniach wodę przegotowaną bądź mineralną, wymieszaj z sokami (najlepiej domowej roboty), herbatką owocową, albo sokami, ze sklepowej półki, które uważasz za zdrowe i bezpieczne dla malucha. Dobrze, żeby pojawiło się kilka kolorów. Ja do swoich kostek w tym roku dodałam: domowej roboty truskawkowy sok, żeby uzyskać kolor różowy, zielony miętowy syrop, żeby mieć kostki zielone oraz żółty syrop bananowy, w celu uzyskania kostek żóltych. Kiedy Amelka była malutka starałam się używać tylko domowych soków: truskawkowego, malinowego, jagodowego, jabłkowego.

2. Rozlej napoje do woreczków na kostki lodu, albo silikonowych tacek.

3. Włóż do zamrażalnika na około 12 godzin.

4. Wyciągnij kostki z woreczków i wsyp do miseczek. Możesz rozdzielić kolory w osobnych miseczkach. Możesz zmieszać wszystkie w jednej misce. Wedlug mnie im więcej malutkich miseczek, z których dziecko może wysypywać i przesypywać kostki, tym więcej fajnej zabawy.

5. Daj dziecku kolorowe kostki i baw się razem z nim. Pomóż mu ich dotknąć i posmakować. Nazywaj kolory i smaki. Na początku maluch z pewnością będzie zdziwiony, że kostki sa zimne. Może nawet płakać. Nie martw się jednak. To wspaniała stymulacja dla zmysłu dotyku. Pomóż mu się z nimi oswoić poprzez delikatne dotykanie jego rączką kostek w misce i dawaniem mu kostek do polizania. Niech je przesypuje, wysypuje, smakuje. Niech się brudzi i odkrywa nowe kolory i smaki .

A Ty korzystaj i baw się razem z nim! Kostki lodu świetnie chłodzą, więc nadają się idealnie na upalne dni.






METODA NA ŚLIMAKA


Mój mąż ma zawsze więcej czasu ode mnie. Po części wynika to prawdopodobnie z jego rodowitej francuskiej natury, po części z charakteru. Jest wyluzowany, spokojny, mniej zestresowany i rzadko kiedy się gdzieś spieszy. Ja często słyszę siebie: "no już szybciutko myjemy ząbki i idziemy spać", "teraz musimy się szybko ubierac, bo się spóźnimy", "pospiesz się, bo nie zdążymy", "czemu się tak guzdrasz"...

I tak sie zastanawiam, po co mi ten ciągły pośpiech? Gdzie ja tak gonię? Czy naprawdę coś zyskam stresując siebie i resztę domowników? Co mi daje próba przyspieszenia czynności wykonywanych przez moje cztero i pół letnie dziecko, które czasem porusza się jak ślimak i zwyczajnie nie potrafi inaczej? Odpowiedź nasuwa się sama. Nie, nie i jeszcze raz nie. 
No właśnie, więc dlaczgo tak robię? Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu i próbuję znaleźć odpowiedź i jakieś rozwiązanie.
Domyślam się, że moje reakcje w dużej mierze wynikają z przyzwyczajenia, a po części pewnie z faktu, że chciałabym coś szybko zrobić i mieć święty spokój. A to z kolei oznacza, że pewne czynności i sytuacje nie cieszą mnie i nie sprawiają mi radości. Pośpiechem chcę zyskać więcej czasu dla siebie. Prawdopodobnie. Cóż, do tej pory nie zyskałam nic prócz dodatkowych nerwów, więc chyba czas zmienić metodę.

W ramach pracy nad sobą postanowiłam przestać się spieszyć. To znaczy: przestać w kółko powtarzać: "pospiesz się", skupiać się bardziej na tym, co dzieje się tu i teraz, celebrować chwile, obserwować i cieszyć się tym, co jest.

Aby nauka przychodziła mi łatwiej, wymyśliłam METODĘ NA ŚLIMAKA. Bardzo swiadomie staram się robić rzeczy wolniej. Szczególnie kiedy jestem z dziećmi i mężem. Nikogo nie poganiam, nie pospieszam, nie stresuję i obserwuję co się dzieje. Oczywiście w sytuacjach wymagających pośpiechu przypominam o tym wszystkim domownikom i reaguję szybciej, ale jako że mi chodzi o zmianę swoich reakcji w sytuacjach, które owego pośpiechu nie wymagają, to skupiam się głównie na nich.

Jak to robię? Biorę przykład z męża. Kiedy siedzimy przy stole i jemy obiad, staram się nie wstawać pierwsza i nie sprzątać naczyń, zanim jeszcze wszyscy zjedzą. Siedzę dopóki siedzi mąż. A przynajmniej do czasu, kiedy nie opróżni swojego talerza, bo jego francuska natura pozwoliłaby mu na spędzenie przy stole kolejnych 2 godzin, co samo w sobie nie uważam za złe, ale nie sprawdza się, jeśli chcemy położyć dzieci spac o przyzwoitej porze. Kiedy córeczka myje rano zęby, to nie mówię jej więcej: "szybciutko, bo jeszcze musisz zjesć śniadanie", tylko: "umyłaś już ząbki, wow, ale super". No i przede wszystkim nie pospieszam samej siebie. Piję herbatę spokojnie, kiedy mam na to ochotę i wychodzę na spacer, kiedy jestem gotowa, a nie kiedy tak sobie zaplanowałam. 

Moja metoda przynosi korzyści!!!

Po pierwsze: mniej się stresuję, jestem bardziej wyluzowana i prawie wszystko robię ostatnia, notorycznie się spóźniam i z niczym nie wyrabiam, ale o dziwo dobrze mi z tym :)

Po drugie: Kiedy ja zaczynam zwalniać, to moje starsze dziecko wydaje się przyspieszać. Kiedy nie mówię jej sto razy dziennie, że ma coś zrobić szybciej, ona robi to sama. Jest bardziej chętna do pomocy, więcej rzeczy robi samodzielnie, jest radośniejsza i chętniej wykazuje inicjatywę.

Po trzecie: Przejmuję odpowiedzialnosć za sytuację, kiedy jest taka potrzeba. To znaczy, kiedy wiem, że musimy wyjść z domu o określonej porze, to nie oczekuję więcej od mojej córki, że będzie wykonywała czynności szybciej (bo nie będzie), za to planuję na wszystko więcej czasu. Kiedy musimy wyjść z domu przed 8 rano, wtedy budzę ją grubo przez 7. Jesli tego nie zrobię, to zamykam buzię i się spóźniamy.

Po czwarte: Myślę sobie, że fajnie jest być ślimakiem i delektować się życiem, zamiast przez nie biec na złamanie karku :)

A TY? CELEBRUJESZ SWOJĄ KOBIECOŚĆ?





Podobno piękna "bielizna nie została stworzona po to, by uwodzić mężczyzn, ale po to, by celebrować kobiecość". O tak. Celebrować kobiecość - coż za piękne słowa. Patrzę na kobiety na ulicy, na siebie, na koleżanki i mamy, z którymi pracuję. I myślę sobie, że każda z nas jest taka piękna i wyjątkowa. Każda ma w sobie to coś. Coś innego, specyficznego i właściwego tylko dla niej. Czy zawsze to coś widać na pierwszy rzut oka? Nie. Czy zawsze jesteśmy świadome swojego piękna i chcemy je światu pokazać? Nie. 

Ubieram się rano, otwieram szufladę z bielizną, moja czteroletnia córeczka wyciąga mój najpiękniejszy stanik i mówi "Ooo, jaki ładny, ubierzesz dziś?" Odpowiadam:" Kochanie nie dziś, dziś ubiorę inny". "A czemu?" pyta. No właśnie, czemu? Zaczynam się zastanawiać. I nie znajduję żadnej odpowiedzi. Dlaczego nie miałabym ubrać najpiękniejszej bielizny, jaką mam właśnie dziś? Czy muszę mieć powód, aby poczuć się piękniejsza, bardziej seksowna i kobieca? Odpowiedź brzmi: Nie.


Jestem piękna taka jaka jestem i zamierzam o to dbać i codziennie sobie o tym przypominać. Zamierzam nosić piękną bieliznę każdego dnia, biżuterię, makijaż i ładnie związane włosy. Nie po to kupuję piękne rzeczy, aby leżały i czekały na "specjalną okazję". Chcę czuć się wyjątkowo w swoim ciele i codziennie dawać sobie to, co najlepsze. Nawet wtedy kiedy siedzę w domu, kiedy jestem w gorszym nastroju albo kiepskiej formie, kiedy ogarnia mnie marazm i kiedy nic mi się nie chce. Wtedy też zamierzam o siebie dbać. Może nawet bardziej niż zwykle. Bo wtedy jeszcze bardziej tego potrzebuję. Wiele razy przekonałam się, że kiedy dbam o swój wygląd fizyczny, to automatycznie poprawia się mój nastrój, zwiększa się pewność siebie i wiara w moje możliwości.

Wiecie dlaczego mamy nosić cudowną bieliznę? Bo jesteśmy piękne. Bo nie potrzebujemy żadnego powodu, aby ubrać nasze ciało w koronki i satyny. Bo na to zasługujemy. I po to, aby poczuć się lepiej i bardziej kobieco w swojej skórze.
Piękna bielizna dodaje pewności siebie i potrafi zdziałać cuda. Kiedy kobieta nosi koronki pod ubraniem, czuje się bardziej wyjątkowa i seksowna. Automatycznie prostuje plecy i podnosi głowę. I ten tajemniczy piękny uśmiech, który pojawia sie czasem w ciągu dnia, kiedy sobie przypomni, co ma na sobie.

Wiem, że wiele z was nie wierzy w siebie, że ma kompleksy, załamania nastrojów i nie jest zadowolona ze swoich ciał. Po to, aby pomóc wam i sobie odkrywać swoją kobiecość, rozwijać się, dbać o siebie, celebrować swoje piekno i uczyć się cieszyć małymi przyjemnościami na początku marca zorganizowałam facebookowe wyzwanie "Mama na obcasach". Każda kobieta zasługuje na szczeście, na to by być szcześliwą i na to by być rozpieszczaną. Kto zrobi to lepiej od nas samych? My same :)

Jak to zrobić? Na przykład tak. Każdego dnia:

  • uśmiechnij się rano do lustra i powiedz sobie, jaka jesteś piękna
  • włącz energetyczną muzykę i zjedz pyszne śniadanie
  • wybierz najpiękniejszą bieliznę
  • zrób makijaż
  • ubierz coś fajnego (może sukienkę albo spódnicę )
  • pamiętaj o biżuterii
  • pomaluj paznokcie na wiosenny kolor, a usta wyrazistą szminką (może czerwoną)
  • zaplanuj kilka drobnych przyjemności (delektowanie się kawą, lampka wina wypita wieczorem,
  • spacer, chwila z książką, kąpiel przy świecach)
  • zadbaj o swoje pasje (dzięki nim uwierzysz w siebie i poczujesz się szczęśliwsza)
  • przestań narzekać i doceń to, co masz i to jaka jesteś wspaniała i wyjątkowa!


No to jak Kochana, zadbasz dziś o siebie? :)


DZIECI I BRUD IDĄ W PARZE




Przypomina mi się niedawna sytuacja. Niedziela. Idziemy na spacer na plac zabaw. Na dworze jest bardzo ciepło. Moja córeczka ma na sobie śliczną letnią sukienkę, białe rajstopy (kupione na specjalną okazję, ale tak bardzo chciała je ubrać, że nie potrafiłam odmówić), włosy zaplecione w warkocz. Przed wyjściem z domu dostrzegam wielką dziurę z tyłu sukienki. Informuję Amelkę o tym fakcie i oferuję, że przyszyję odpadającą falbankę. Amelia nie przyjmuje mojej pomocy twierdząc, że ona tak lubi i że jej się nie chce teraz sukienki ściągać. No to idziemy. Z dziurą. Po drodze są lody i podskoki, a na placu zabaw szaleństwa. Wracamy do domu. Amelka ma już nie tylko podartą sukienkę, ale też rajstopy. Jest mega brudna i rozczochrana. Za każdym razem, kiedy na nią spojrzę parskam w duchu śmiechem i rozczulam się jej widokiem. Jest brudna jak nieboskie stworzenie. I mega szczęśliwa. Biegnie radośnie, skacze po krawężniku i papla bez końca. W wózku siedzi jej młodszy brat z czarnymi kolanami i brudnymi skarpetkami. Uroczy widok.

Przypomina mi się moje dzieciństwo. Pełne zabaw, śmiechu, kłótni i przyjaciół. Biegaliśmy z podwórkowymi kolegami od rana do późnego wieczora po wszystkich okolicznych dziurach, piwnicach, drzewach i polach. Nikt nie był głodny ani zmęczony i nikt niczym się nie przejmował. Umorusani, z obdartymi kolanami i z wielkimi umiechami na twarzach.

Mimo, że lubię czystość i lubię sama dobrze wyglądać, to w kwestii dzieci sprawa jest dla mnie jasna. Dzieci i brud idą w parze. Im bardziej są brudne, tym bardziej wydają się beztroskie i szczęśliwe. Uwielbiam, kiedy dzieci mają brudne buzie. Nie ruszają mnie plamy i dziury na kolanach. Jest to rodzaj dziecięcego przywileju. Uważam, że w życiu czeka je tyle ograniczeń, że choć przez chwilę mogą żyć w totalnej beztrosce. Ubieram moje dzieci ładnie, bo tak lubię. Córeczka nosi sukienki, bo ona tak lubi. Jednak nigdy nie stresuję ani siebie ani jej faktem, że coś się może zniszczyć ani pobrudzić. Wychodzę z założenia, że skoro ubieram dzieciom coś ładnego i jednocześnie pozwalam biegać po placu zabaw, to decyduję się świadomie na pewne zniszczenia i plamy. 

Chcę, żeby moje dzieci nacieszyły się dzieciństwem i wszystkimi jego przywilejami zanim dorosną. Chcę, aby biegały umorusane z rozwianymi włosami, szukały żab w sadzawce dziadka i wdrapywały się na drabinki na placach zabaw. Chcę, aby z ciekawością odkrywały świat, aby były wolne od ograniczeń i lęków dorosłych. Bo kiedy później będą się brudzić, skakać po kałużach, zwisać głową w dół z trzepaka, leżeć na piasku i wycierać nosy rękawem. Przyjdzie czas, kiedy same nie będą chciały tego robić, kiedy spoważnieją i wydorośleją. Wspomnienia zostaną jednak w ich sercach na zawsze. Jeśli to będą dobre i miłe wspomnienia, to zawsze będą miały do czego wracać i skąd czerpać siłę i radość życia.

Odkąd jestem mamą stałam się częstą bywalczynią placów zabaw. Chodzę na nie z dziećmi praktycznie codziennie, czasem po kilka razy. Zdarza się, że chcąc nie chcąc jestem obserwatorką smutnych sytuacji, kiedy dorośli zabraniają dzieciom bycia dziećmi. Docierają do mnie hasła: "tylko się nie pobrudź", "uważaj na nowe buty", "nie wchodź tam, bo spadniesz", uważaj to niebezpieczne", "nie zniszcz sukienki" i wiele podobnych. Rozumiem czasem tych rodziców. Ciężko pracują, aby zapewnić swoim pociechom dobra materialne i troszczą się o nie. Uważam jednak, że dzieci mają prawo do poznawania świata na ich własny sposób. Mają prawo być dziećmi.
Rozwiązanie dla mnie jest dość proste. Wystarczy kupić gorsze ubranie w second handzie albo nie zabierać dziecka na plac zabaw, jeśli się boimy, że się pobrudzi. Branie dziecka na plac zabaw i zakazywanie mu zabawy to tak jak stawianie mu przed nosem ciastka z kremem, którego nie może zjeść. Dziecku cieknie ślinka, a mimo to nie może go dotknąć. W takim wypadku chyba lepiej w ogóle ciastka nie dawać.

Mówi się, że brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko. Nie zawsze dosłownie, ale coś w tym jest. A szczęśliwe dziecko, to szczęśliwy rodzic i vice versa :)

DLACZEGO JEM SIEMIĘ LNIANE


Po pierwszym porodzie miałam spore huśtawki nastrojów. Miałam wiele oczekiwań wobec samego porodu i wobec siebie jako młodej mamy i kiedy okazało się, że na bardzo wiele spraw nie mam wpływu i że pewne rzeczy wymykają mi się spod kontroli, przez jakiś czas trudno było mi to zaakceptować. Do tego huśtawka hormonalna związana ze zmianami w organiźmie, problemy z laktacją, przeprowadzka plus zmęczenie wpłynęły na to, że początek mojego pierwszego macierzyństwa nie był taki prosty.

Po pierwsze przeciwdziałaj!

Dlatego w drugiej ciąży postawiłam na profilaktykę, pozytywne nastawienie i brak oczekiwań. Zdecydowałam, że nie będę planować porodu ani zakładać, jak będzie wyglądał. Po prostu zdam się na życie. Na sytuację, na siebie, swoje dziecko i pomoc innych ludzi. I udało się. Poród jak poród. Zaczął się, skończył. Ja poddałam się sytuacji, urodziłam bezpiecznie synka, przytuliłam go, na twarzy pojawił się uśmiech i koniec. Przeszłam do porządku dziennego. 

Siemię lniane

W kwestii profilaktyki, miałam ogromne szczęście. W połowie ciąży poznałam cudowną położną panią Lucynkę. Któregoś dnia zamieściła ona na swoim profilu facebookowym ten artykuł o siemieniu lnianym. Tytuł od razu przyciągnał moją uwagę. Przeczytałam, zafascynowałam się i poszłam do sklepu po siemię. Zaczęłam je jeść już w ciąży, potem na jakiś czas przestałam. I po porodzie znów zaczęłam jeść łyżkę dziennie. 

Okazuje się, że siemię lniane zawiera olbrzymią ilość naturalnych kwasów omega 3, które wspaniale wspierają wiele procesów w naszym organiźmie. Poza tym siemię cudownie reguluję pracę naszych hormonów i wpływa korzystnie na poprawę nastroju. Jak wiadomo, po porodzie gospodarka hormonalna jest całkowicie zachwiana, a nasze emocje często są poza zasiegiem naszej kontroli i tutaj właśnie siemię ma dla nas zbawienną moc. Zgodnie z zasadą, że lepiej przeciwdziałać niż leczyć, dla mnie najważniejsze jest to, co mogę zrobić dziś, żeby uniknąć gorszego samopoczucia jutro. Dlatego właśnie zajadam moje ziarenka :)
Więcej ciekawostek na temat siemienia lnianego znajdziecie na blogu Agnieszki Maciąg.
Ja codziennie rano po śniadaniu zjadam na sucho dużą łyżkę ziaren siemienia lnianego. Staram się je dobrze rozgryźć i popić wodą mineralną. 

 Witamina D

Oprócz siemienia lnianego biorę również codziennie kapsułkę witaminy D dla dorosłych, która również jest znana ze swoich właściwości poprawiających nastrój. Ta witamina jest produkowana w naszym ciele tylko pod wpływem pewnych procesów i często cierpimy na jej niedobór. Dlatego w ciąży oraz po niej zalecana jest jej suplementacja. Ja o witaminie D dowiedziałam się z bardzo ciekawych badań oraz od mojej pani doktor, która zalecała mi jej spożycie w okresie ciąży. Z kolei pediatra w szpitalu po porodzie na pytanie, jakie witaminy może zażywać mama karmiąca, wspomniała, że warto brać właśnie witaminę D, bo nasz organizm nie produkuje jej w wystarczającej ilości.
Witamina D jest produkowana w naszym ciele przy udziale słońca, dlatego istotna rzecz, o jaką warto zadbać, to przebywanie na świeżym powietrzu jak najwięcej. Czyli spacery, spacery i jeszcze raz spacery!