POCZĄTEK NOWEJ PRZYGODY, CZYLI JAK ZOSTAŁAM MAMĄ PO RAZ DRUGI

Kto choć raz był w ciąży i do tego planował rodzić naturalnie, wie że w kwestii pojawienia się na świecie swojego potomka niewiele można przewidzieć. Końcówka ciąży to zazwyczaj długi okres wyczekiwania, który dłuży się niemiłosiernie, a my nie możemy się doczekać, kiedy w końcu zobaczymy naszego maluszka.

O tyle, o ile w pierwszej ciąży byłam cierpliwa i spokojnie odliczałam dni do porodu, to przy drugiej każdy kolejny dzień końca ciąży wydawał się nieskończenie długi, brzuch ciężki, a ja mniej odporna na czekanie. Związane to było w dużym stopniu z ryzykiem porodu przdwczesnego, które pojawiło się 6 tygodni przed terminem. Zupełnie niespodziewanie musiałam iść na kilka dni do szpitala, a przez kolejnych kilka tygodni musieliśmy przeorganizować nasze życie. Ja musiałam więcej odpoczywać, córeczka zaakceptować, że mama jest mniej mobilna niż zazwyczaj, a mąż poza pracą przejął większość domowych obowiązków. Na początku nie było łatwo, ale dzięki przyjaciołom i babci, która pojawiła się z pomocą, daliśmy radę. Ale czekanie dało się nam wszystkim we znaki...no bo przecież ileż można oczekiwać.

I jak to z ciążą bywa i tym razem scenariusz napisało samo życie, a wszelkie przewidywania okazały się nietrafione.

Powiem tak, moja pani doktor nie dawała praktycznie żadnej szansy, że donoszę ciążę do terminu. Przewidywała też, że bobas będzie raczej mniejszy, jak większy. I że urodzę bardzo szybko. Co do terminu, to pomyłka całkowita, bo 2 tygodnie przed porodem wszystkie objawy wczesnego porodu się zatrzymały i urodziłam 3 po terminie ;) Oskarek urodził się z wagą 4 kg, więc również zdecydowanie niezgodnie z przewidywaniami pani doktor. Jedynie ja byłam pewna, że synek będzie duży, obawiałam się nawet, że może mieć ponad 4 kg. Po prostu czułam, że jest duży i silny. Brzuch miałam wypełniony do granic możliwości, a kiedy kopał, to czułam, że nie jest to kopanie małego chłopca. Zatem, kiedy lekarz zaanonsował 4 kg nawet nie byłam zdziwiona ;)

Wspomnienia z porodu.

Po całej historii z oczekiwaniem wczesnego porodu okazało się, że nasz Oskarek wcale nie zamierzał wychodzić i trzeba go było zaprosić na świat. Nie myślałam, że czeka mnie wywoływany poród. Przyznam jednak, że w tej ciąży starałam się zbyt wiele o porodzie nie myśleć i przede wszystkim nie przewidywać i nie pisać w głowie scenariuszy. Kiedy rodziłam córeczkę miałam tyle oczekiwań, że kiedy okazało się, że poród przebiegł zupełnie inaczej niż w moich wyobrażeniach, że musiałam zaakceptowac rzeczy, których nie chciałam, mój nastrój bardzo na tym ucierpiał. Przeżywałam poród przez jakiś czas i byłam zła, że nie poszło po mojej myśli. Dlatego nauczona tym doświadczeniem, wiedziałam na czym mi zależy przy drugim porodzie, ale nie nastawiała się na nic. Postanowiłam, że zaufam położnej i swojej intuicji i że skupię się na dziecku i na tym, żeby mu pomóc przyjść na świat bezpiecznie. I wiecie co? Podziałało. Poród trwał 9 godzin, więc jak na drugi wcale nie był krótki, synuś był duży i niełatwo było go wyprzeć, ale uważam, że był dokładnie taki, jaki miał być. Dostałam gaz i znieczulenie zewnątrzoponowe (polecam i jedno i drugie, a szczególnie gaz :), który bardzo rozluźnia i poprawia humor. Zastanawialiśmy się nawet z mężem dlaczego nie podają go kobietom już po porodzie dla lepszego samopoczucia...). W drugiej fazie porodu tak bardzo skupiłam się na instrukcjach położnej i na tym, żeby synek szybko pojawił się na świecie, że w knsekwencji poszło szybko i sprawnie. I ten magiczny moment, kiedy widziałam go w rękach położnej i już za chwilę trzymałam go w ramionach. Świat się zatrzymał, a na mojej twarzy pojawił się wielgachny uśmiech, radość z narodzin nowego człowieka, wzruszenie i duma, że po raz drugi jestem mamą. Plus radość i duma męża, że tak świetnie sobie poradziłam - niezapomniane!

Mamą po raz drugi.

I w ten oto sposób, z radością i uśmiechem na ustach przeszłam do porzadku dziennego. Po prostu urodziłam i już. Pomogłam synkowi przyjść na świat. Znów zostałam mamą. Wydało mi się to takie naturalne. Aż sama się dziwię, mając wspomnienie pierwszego porodu. Ten poród z pewnością wyleczył mnie z wszelkich złych wspomnień i pomógł uwierzyć we własne siły.

A potem były już tylko przyjemności: pierwsze karmienia, zapoznawanie się z maluszkiem, przyglądanie się małemu cudowi, przytulanie i wiele innych wspaniałości. Krótkie 2 doby w szpitalu i powrót do domu do córeczki, dla której pojawienie braciszka okazało się tak samo naturalne, jak dla nas.
Teraz Oskarek ma 2 tygodnie i rośnie nam jak na drożdżach. Wspólnie uczymy się nowych rytuałów, oswajamy nieprzespane noce ;), chodzimy na spacery, zaczynamy się masować i przymierzamy do chustonoszenia. Ale o tym wszystkim w kolejnych postach, a na koniec kilka zdjęć.