DZIECI I BRUD IDĄ W PARZE




Przypomina mi się niedawna sytuacja. Niedziela. Idziemy na spacer na plac zabaw. Na dworze jest bardzo ciepło. Moja córeczka ma na sobie śliczną letnią sukienkę, białe rajstopy (kupione na specjalną okazję, ale tak bardzo chciała je ubrać, że nie potrafiłam odmówić), włosy zaplecione w warkocz. Przed wyjściem z domu dostrzegam wielką dziurę z tyłu sukienki. Informuję Amelkę o tym fakcie i oferuję, że przyszyję odpadającą falbankę. Amelia nie przyjmuje mojej pomocy twierdząc, że ona tak lubi i że jej się nie chce teraz sukienki ściągać. No to idziemy. Z dziurą. Po drodze są lody i podskoki, a na placu zabaw szaleństwa. Wracamy do domu. Amelka ma już nie tylko podartą sukienkę, ale też rajstopy. Jest mega brudna i rozczochrana. Za każdym razem, kiedy na nią spojrzę parskam w duchu śmiechem i rozczulam się jej widokiem. Jest brudna jak nieboskie stworzenie. I mega szczęśliwa. Biegnie radośnie, skacze po krawężniku i papla bez końca. W wózku siedzi jej młodszy brat z czarnymi kolanami i brudnymi skarpetkami. Uroczy widok.

Przypomina mi się moje dzieciństwo. Pełne zabaw, śmiechu, kłótni i przyjaciół. Biegaliśmy z podwórkowymi kolegami od rana do późnego wieczora po wszystkich okolicznych dziurach, piwnicach, drzewach i polach. Nikt nie był głodny ani zmęczony i nikt niczym się nie przejmował. Umorusani, z obdartymi kolanami i z wielkimi umiechami na twarzach.

Mimo, że lubię czystość i lubię sama dobrze wyglądać, to w kwestii dzieci sprawa jest dla mnie jasna. Dzieci i brud idą w parze. Im bardziej są brudne, tym bardziej wydają się beztroskie i szczęśliwe. Uwielbiam, kiedy dzieci mają brudne buzie. Nie ruszają mnie plamy i dziury na kolanach. Jest to rodzaj dziecięcego przywileju. Uważam, że w życiu czeka je tyle ograniczeń, że choć przez chwilę mogą żyć w totalnej beztrosce. Ubieram moje dzieci ładnie, bo tak lubię. Córeczka nosi sukienki, bo ona tak lubi. Jednak nigdy nie stresuję ani siebie ani jej faktem, że coś się może zniszczyć ani pobrudzić. Wychodzę z założenia, że skoro ubieram dzieciom coś ładnego i jednocześnie pozwalam biegać po placu zabaw, to decyduję się świadomie na pewne zniszczenia i plamy. 

Chcę, żeby moje dzieci nacieszyły się dzieciństwem i wszystkimi jego przywilejami zanim dorosną. Chcę, aby biegały umorusane z rozwianymi włosami, szukały żab w sadzawce dziadka i wdrapywały się na drabinki na placach zabaw. Chcę, aby z ciekawością odkrywały świat, aby były wolne od ograniczeń i lęków dorosłych. Bo kiedy później będą się brudzić, skakać po kałużach, zwisać głową w dół z trzepaka, leżeć na piasku i wycierać nosy rękawem. Przyjdzie czas, kiedy same nie będą chciały tego robić, kiedy spoważnieją i wydorośleją. Wspomnienia zostaną jednak w ich sercach na zawsze. Jeśli to będą dobre i miłe wspomnienia, to zawsze będą miały do czego wracać i skąd czerpać siłę i radość życia.

Odkąd jestem mamą stałam się częstą bywalczynią placów zabaw. Chodzę na nie z dziećmi praktycznie codziennie, czasem po kilka razy. Zdarza się, że chcąc nie chcąc jestem obserwatorką smutnych sytuacji, kiedy dorośli zabraniają dzieciom bycia dziećmi. Docierają do mnie hasła: "tylko się nie pobrudź", "uważaj na nowe buty", "nie wchodź tam, bo spadniesz", uważaj to niebezpieczne", "nie zniszcz sukienki" i wiele podobnych. Rozumiem czasem tych rodziców. Ciężko pracują, aby zapewnić swoim pociechom dobra materialne i troszczą się o nie. Uważam jednak, że dzieci mają prawo do poznawania świata na ich własny sposób. Mają prawo być dziećmi.
Rozwiązanie dla mnie jest dość proste. Wystarczy kupić gorsze ubranie w second handzie albo nie zabierać dziecka na plac zabaw, jeśli się boimy, że się pobrudzi. Branie dziecka na plac zabaw i zakazywanie mu zabawy to tak jak stawianie mu przed nosem ciastka z kremem, którego nie może zjeść. Dziecku cieknie ślinka, a mimo to nie może go dotknąć. W takim wypadku chyba lepiej w ogóle ciastka nie dawać.

Mówi się, że brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko. Nie zawsze dosłownie, ale coś w tym jest. A szczęśliwe dziecko, to szczęśliwy rodzic i vice versa :)

3 komentarze:

  1. uśmiechnęłam się do tych słów ... odbierałam kilka dni temu syna z przedszkola, wyglądał jak siedem nieszczęść, plamy, dziura na kolanie w spodniach, za paznokciami resztki plasteliny ... i ten rozbrajający uśmiech po szczęśliwym dniu z kolegami ....
    czy można tego dzieciom zabronić?
    widok rozbrajający ... zwłaszcza jak sama stresuję się oczkiem we własnych rajstopach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Entomka dokładnie. Ja mam podobnie. Niesamowite jest to, jak bardzo potrafimy się stresować dziurą czy plamą na włąsnym ubraniu :) Na szczeście u dzieci takie rzeczy mnie nie ruszają :)

      Usuń
  2. Czymże byłaby zabawa polegająca na pilnowaniu się by wrócić czystym do domu? :)
    Ja sama pamiętam swoje dzieciństwo, podwórko i beztroskie zabawy.
    Teraz niestety coraz rzadziej obserwuje rozbiegane i krzyczące dzieci. Może po części jest to wynik coraz bardziej zabudowanych osiedli, które ograniczają możliwości dzieci do jednego malutkiego placu zabaw przed blokiem... ? Bo gdzie te obszerne podwórka, stare mury, lasy i przebiegnięte kilometry..:)

    OdpowiedzUsuń