FRANCJA MOJA MIŁOŚĆ

Pokochałam Francję jeszcze dużo wcześniej zanim poznałam mojego męża. Na studiach, jeżdząc auto-stopem z moją szaloną koleżanką z roku zwiedziłam kawałek Riwiery i Prowansji. Jedne z najpiękniejszych wakacyjnych wspomnień. Oczarowały mnie urocze miasteczka, koronkowe balkoniki domów, jedzenie, ludzie, klimat, piękny śpiewny język.
Francja ma coś takiego, że nawet tam gdzie jest brzydko, to ma to pewien urok. Jakiś ład w nieładzie. Kocham Francję, jej piekno, zróznicowanie, jej urok. Kocham jedzenie, wino, śmierdzące sery, które ropływaja się w ustach, pyszne mule, czyli małże świeży chleb i croissanty-rogaliki. Cieszę się, że dzięki mężowi mogę tu przyjeżdzać co jakiś czas i cieszyć oczy i serce, tym co mnie otacza.

Północne Wybrzeże Francji, skąd pochodzi mój mąż i gdzie aktualnie wakacjujemy jest zupełnie inne od południowej części Francji. Dokładnie ta część nazywa się Nord Pas De Calais. To region najbardziej wysunięty na północ Francji. Łączy ją z Anglią kanałem La Manche. Bardziej przypomina Wielką Brytanię. Pagórkowaty krajobraz, pastwiska, klify, ogromne piaszczyste plaże, malownicze wioski rozciągające się wzdłuż wybrzeża. Pięknie i romantycznie. Niesamowicie zmienna pogoda. Co akurat nie jest plusem. Aktualnie mamy tu około 12 stopni plus straszliwy, zimny wiatr i deszcz kilka razy dziennie. Oczywiście korzystamy z zabaw na plaży i spacerów, ale przyznam, że jesteśmy troszkę sfrustrowani faktem, że w środku lata może być aż tak zimno i mimo naszych wszystkich ubrań zakładanych warstwowo na cebulę jesteśmy przemarznięci. Na szczęście Amelka ma inne zdanie i biega po plaży i zbiera kamienie, ile wlezie.

Niesamowite przypływy i odpływy. Podczas odpływu można wędrować plażą w poszukiwaniu morza nawet około kilometra. A podczas przypływu plaża znika całkowicie, a woda podchodzi praktycznie do samej promenady. Dziś właśnie uciekaliśmy z plaży. Amelka znosiła kamienie z tatą, a ja układałam z nich napisy na piasku i w ciągu 5 minut praktycznie zalało nas morze.

Wimereux, gdzie jesteśmy to piękny nadmorki kurort. Wyjątkowo ładne miasteczko. Bardzo zadbane, malowniczo położone nad samym morzem. Główna ulica to urocze sklepiki z lokalnymi smakołykami. Reszta miasteczka to śliczne wąskie uliczki z przepięknymi domeczkami, w takim nadmorsko-wiejskim stylu. Olbrzymia plaża, przepiękna promenada, rozciągająca się wzdłuż wybrzeża. Na promenadzie ustawione są malutkie biało-niebieskie drewniane domeczki.Wyglądają bardzo zabawnie i przeuroczo. Służą właścicielom jako ochrona przed wiatrem, który w tym rejonie jest wyjątkowo silny. Ludzie trzymają tam fotele plażowe, parasole i wszelkie plażowe akcesoria. Spacerując można oglądać tylko wystające z domeczków stopy opalających się tam włąścicieli.

Amelka zachwycona ogromną plażą. Pomimo braku pogody i tak silnego wiatru, który prawie powala ją na ziemię, jest zachwycona bieganiem po cudnie ubitym piasku, malowaniem po nim patykiem i kamieniem, zbieraniem muszli i skakaniem po kałużach.
Ja zachwycona trochę mniej pogodą. Jak już wspomniałam wcześniej, bo przyznam, że nie znoszę silnego wiatru i przenikliwego zimna w środku lata. Staram się chłonąć krajobrazy, zapach morza, szum fal, robić zdjęcia i zauważać te rzeczy, których dotąd tu nie widziałam. To bardzo fajne uczucie. Za każdym razem, kiedy tu przyjeżdzamy, okazuje się, że dostrzegam o wiele wiecej drobniutkich szczegółów, których nie dostrzegłam wcześniej. Czy to fakt, że znam to miejsce i skupiam się na czymś innym, czy może moja percepcja świata zmienia się? Bardzo lubię to uczucie.

Wczoraj mieliśmy zabawną przygodę. Z perspektywy oczywiście, bo w jej trakcie nie było nam do śmiechu.Od rana lał deszcz, więc postanowiliśmy odwiedzić z Amelką oceanarium. Wskoczyliśmy do auta i w drogę. Dojechaliśmy do oddalonego 5 minut drogi od Wimereux, dużego portowego miasta Boulogne-Sur-Mer, znaleźliśmy miejsce na parkingu, wysiedliśmy, rozłożyliśmy spacerówkę, przeszliśmy jakieś 10 metrów i lunęło tak strasznie, że w ciągu 10 sekund byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Jedynie Amelka uratowała się w wózku pod folią. Cali mokrzy wsiedliśmy z powrotem do samochodu i wróciliśmy do domu. Cóż, oceanarium poczeka. Nie ma tego złego. Przebraliśmy się w suche rzeczy i wyszło długo wyczekiwane słońce. I takim oto sposobem, skorzystaliśmy z uroków plaży. Amelka mogła się wybiegać i wyskakać, a my po prostu się zrelaksować.

Poniżej Wimereux widziane naszymi oczami.
Wimereux - plaża i nadmorskie domy w oddali

Pobliskie klify

Małe plażowe domeczki-komóreczki 

Oto, co znalazłam - polski akcent

Przepiękny wiadukt w sercu miasteczka

Uwielbiam zewnętrzne okiennice

Każdy dom piękny i każdy w innym stylu

Życie jest piękne-po prostu

Wino, wino, wino
Przepyszne sery

Świeżutkie owoce morza

Ostrygi, które spróbowałam, ale nie mogę się nimi jakoś zachwycić

Urocze lokalne sklepiki

Frytkarnia na kółkach

Pyszna tarta truskawkowa

Lokalne danie-ryba, małże i warzywa w sosie śmietanowym




6 komentarze:

  1. Boziu, Lenko jakże bardzo Ci zazdroszczę! Kocham Francję miłością dozgonną o czym niejednokrotnie pisałam na swoim blogu. A na północy byliśmy z mężem równe 2 lata temu i wróciliśmy zakochani po uszy w klifach, zielonych urwiskach i niekończących się plażach. W ustach wciąż czuję smak cydru, na ramionach powiew chłodnego wiatru i ten zapach od morza! Wspomnienia tak wspaniałe, że aż bolą. Korzystaj na całego, naciesz oczy i duszę za mnie, bardzo Cię proszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cydr uwielbiam po prostu! Do tego lokalne naleśniki-mniam.
      A zdjęć będzie więcej :)

      Usuń
  2. Ach, jak pięknie... a w szczególny zachwyt wprawia mnie wino i owoce morza... ♥ cudownego czasu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! Dziś wyszło słonko,więc pędzimy na plażę :)
      Owoce morza piękne i świeże...miałabyś w czym wybierać :)

      Usuń
  3. Francja Moja Miłość!!! Moja Babcia urodziła sie w Francji i wychowywała do 9 roku życia z powodu wojny musiała wyjechać i trafiła do Polski.... zawsze pięknie opowiada o Fracji i do tej pory liczy po francusku innaczej nie umie a jak pięknie mówi:) uczyła mnie kiedyś i całkiem nieżle mi szło ale teraz to juz niewiele zostało w głowce......

    Byłam w Paryżu 2 razy w życiu ale marzy mi sie na zwiedzenie tego kraju bardziej rozlegle:)

    Gdzieś te korzenie we mnie są i wyplewić się ich nie da......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam jak kiedyś opowiadałaś o babci. Korzenie nosisz w sobie :) Jak tylko będziesz miała okazję to koniecznie zwiedź też inne regiony Francji. Pokochasz ją jeszcze bardziej :)

      Usuń