WEEKEND W LONDYNIE

Ostatni weekend spędziliśmy wraz z mężem w Londynie. Córeczkę zostawiliśmy z ukochanymi dziadkami, a sami postanowiliśmy oderwać się choć na chwilę od rzeczywistości i skorzystać z ostatnich uroków jesiennej pogody. Kiedy tylko mamy taką możliwość czasową oraz finansową, staramy się planować krótkie jedno-dwudniowe podróże, pomiędzy wakacjami, żeby doładować baterie, zmienić perspektywę i nabrac energii na kilka kolejnych miesięcy. Tym razem za cel naszej podróży wyraliśmy stolicę Anglii. Odkąd przeprowadzilimy się do Polski z Wielkiej Brytanii, przyznam, że zawsze wracam na wyspy z wielką przyjemnością. Ot, taki sentyment!

Powiem Wam od razu, że nie sposób zwiedzić Londynu w dwa i pół dnia. Za żadne skarby. Można jedynie łyknąć co nieco klimatu tego wielkiego miasta i skorzystać w wszelkich oferowanych udogodnień, żeby zobaczyć, jak najwięcej. A jest, co oglądać, jest, co zwiedzać, gdzie spacerować, co obserwować i co jeść. Gigantyczna metropolia, niesamowita mieszanka kulturowa, zawrotne tempo i fantastyczny mega energetyczny klimat.

W naszych wyjazdach zawsze chodzi o odpoczynek, przyjemnośc, bycie razem i spokojne życie klimatem miejsca, w którym jesteśmy. Dlatego dawno temu zaniechaliśmy 'zaliczanie' zabytków na rzecz powolnego cieszenia się byciem 'tu i teraz' w swoim własnym tempie. Ta filozofia sprawia, że nasze wyjazdy są nieśpieszne, bezstresowe i przede wszystkim pozwalają nam na maksymalne bycie razem przez czas naszej podróży. 

Mając zatem bardzo mało czasu i wielkie plany, Londyn w dużej części zwiedziliśmy z pokładu widokowego autobusu, który objeżdza wszystkie najważniejsze punkty miasta, opowiada jego historię i daje możliwość wsiadania i wysiadania na trasie, kiedy tylko mamy na to ochotę. Bilet 48 godzinny starczył nam idealnie na czas naszej podróży. Dzięki możliwości wsiadania i wysiadania, wskakiwaliśmy do autobusu, kiedy byliśmy zmęczeni pokonywaniem długich dystansów pomiędzy najważniejszymi zabytkami i wysiadaliśmy dokładnie tam, gdzie planowaliśmy sobie pozwiedzać. 

Najprzyjemniejsze punkty naszej podróży, to chyba:
  1. Spacerowanie po znanej dzielnicy Nothing Hill. To miejsce z cudnym klimatem. Z jednej strony malusie , kolorowe domeczki, sklepiki i kramiki z wszelkiej maści dziwactwami, a z drugiej przepiękne rezydencje w stylu wiktoriańskim. Wcale się nie dziwię, że wszyscy chcą tam właśnie mieszkać :)
  2. Cogodzinne picie herbaty w lokalnych kafejkach z wielkimi witrynami, dającymi możliwość obserwowania pędzącego miasta (zważywszy na fakt, że było baaardzo zimno, w życiu nie wypiliśmy chyba aż tyle herbaty w ciągu tak krótkiego czasu). 
  3. Fish and Chips czyli typowa angielska ryba w cieście z grubo krojonymi frytkami, serwowana w lokalnych barach. Uwielbam! 
  4. Zakupy na znanej Oxford Street, najszybszej i najbardziej chyba zaludnionej ulicy Londynu. Czteropiętrowy sklep z zabawkami podbił nasze serca!
  5. English breakfast, czyli typowe angielskie śniadanie, złożone zazwyczaj ze smażonych jajek, słodkiej fasolki w sosie pomidorowym, bekonu, tostów, pomidorów, kiełbasek i grzybków, które w normalnych warunkach uznalibyśmy za szaleństwo. W Anglii jednak jesteśmy w stanie je zjeść przez 2 dni ze smakiem i wielką przyjemnością. No bo przecież nie jadamy tak codziennie.
  6. Obserwowanie tetniącego życiem i energią miasta, różnic kulturowych, przyglądanie się londyńskiej codzienności. Zabawna obserwacja: my ubrani w zimowe kurtki, czapki, szaliki, rękawiczki i wciąż trzęsący się z zimna, a miejscowi ubrani w sweterki i balerinki z odkrytymi gołymi stopami. Dzieci bez czapek, w cieńkich płaszczykach. Pamiętam tę rozbieżność z czasów, kiedy mieszkaliśmy w Wielkiej Brytanii. Polskie dzieci ubrane w zimowe kurtki, a miejscowe w wiosenne. Taki chyba rodzaj hartowania od małego.

 Zapraszam na krótką fotorelację!


Centrum Londynu z tętniącą życiem Oxford Street

Oko Londynu nad Tamizą, czyli obrotowy punkt widokowy

Stara katedra

Parlament i Big Ben w tle

Sklep Jamiego Oliver'a. Pieczywo jest wypiekane na miejscu

Jedna z kolorowych uliczek Nothing Hill

Budynek parlamentu i Big Ben

Tamiza, widok na twierdzę oraz biznesową częśc Londynu

Big Ben

Fontanna przed pałacem Buckingham

Lokalna smażalnia ryb

Jedna z kramikowych uliczek Nothing Hill

Nothing Hill

Przepiękne rezydencje Nothing Hill

Dzielnica Kensington

Sklep Harrods

Łuk z Marmuru

Jeden z najstarszych pubów

Big Ben

Piękne stare budynki


Kościół św. Pawła



Tower Bridge




Słynne czerwone budki


14 komentarze:

  1. Przypomniało mi sie zwiedzanie Londynu z Młodym i jego zachwyt na piętrowe autobusy
    Jazda nimi była więc jednym z angielskich punktów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale mu się nie dziwię, bo ja je wprost uwielbiam! Taka kwintesencja Londynu :)

      Usuń
  2. Super wyjazd. Zazdroszczę. Takie wspólne wycieczki są bardzo ważne. My nie byliśmy na żadnym wspólnym wyjeździe od prawie trzech lat. Nawet do teatru i kina chodzimy osobno, bo niestety nie mamy z kim zostawić synka :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że nie każdy ma z kim malucha zostawić.Tak, jak piszesz - to ważne móc coś zrobić wspólnie, tylko z partnerem.Może na wieczorne wyjścia uda się Wam jakąś nianię znaleźć?A wyjazdy z dzieckiem też są fajne :)

      Usuń
  3. Wow, może nam też się tak uda w końcu gdzieś wyrwać bez Klary :) Londyn brzmi świetnie, i szczerze to troszkę zazdroszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam taki wyjazd tylko we dwoje. Dodaje energii i zmienia perspektywę :)

      Usuń
  4. Zazdroszczę i cieszę się tymi widokami:) i waszą radością.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne migawki i... już się doczekać lutego/marca nie mogę, bo też się do UK na chwilkę wybieram :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że jedziesz :) Polecam Nothing Hill, spacer nad Tamizą w okolicach parlamentu i szwędanie się głównymi ulicami, tętniącymi życiem.

      Usuń
  6. Bardzo fajny pomysł na weekendy we dwoje :)
    A w Londynie jeszcze nie byłam - te Twoje punkty zapamiętam, bo na pewno się przydadzą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam jeszcze dodać, że będąc w Anglii trzeba koniecznie spróbować pysznych bułeczek, zwanych scones. Do kupienia w piekarniach i sklepach spożywczych.Moje ulubione to te z kandyzownymi wiśniami, ale niestety tym razem nie znalazłam.Z rodzynkami też pycha :)

      Usuń
  7. Oxford Street - tęsknię za Tobą!

    OdpowiedzUsuń